niedziela, 17 sierpnia 2014

I didn't think...



Nie sądziłam, że wykonanie planu, który wydawał mi się tak banalnie prosty może być takie trudne. Wczoraj się udało. Zjadłam nawet ciasteczka w kontrolowanej ilości i bilans wyniósł z całego dnia 850 kcal. Dziś poddałam się bardzo łatwo. Za łatwo. 
Zaryzykowałam i z pomocą mądrego internetu odpowiedziałam sobie na kilka pytań: 
- co czułam przed obżarstwem? zniechęcenie, stres i obawę, że koniec końców nie poćwiczę, nie pobiegam, bo jest brzydka pogoda, która mnie przytłacza, ale jednocześnie towarzyszył mi brak jakiejkolwiek motywacji by ruszyć się z domu i zrobić coś aktywnego. Prześladowała mnie obawa, że ponownie zawalę i się rozczaruję. 
- co jadłam przed obżarstwem? przekąskę która jest w moim planie żywieniowym, ale gdy dowiedziałam się, że tato zgodził się na propozycję babci by zamówić obiad, postanowiłam dodać w ramach bilansu sobie kilka ciastek z wczoraj... cholerne ciastka. nie umiem panować nad słodyczami. 
- co czułam w czasie obżarstwa? złość, świadomość że będę tego żałować, a z drugiej strony było mi wszystko jedno, bo przecież i tak nie muszę być atrakcyjna, i tak nikt mnie nie zechce, bo nawet ja sama siebie bym nie zechciała, po co się starać w ogóle skoro i tak jestem wciąż taka sama, nic się nie zmienia w moim wyglądzie ani myśleniu. Czułam słabość, złość na siebie, żal do siebie, bo znów zawiodłam siebie. 
- co czułam po obżarstwie? przerażenie, obawę, że przytyję, że przybędzie pełno centymetrów przez cholerstwo któremu nie umiem się sprzeciwić i odmówić - jedzeniu, zazdrość wobec tych które są chude, które są silne i odmawiają sobie śmieciowego żarcia, mówią "nie" pokusom, żal że ja taka nie jestem. 

A po obżarstwie oczywiście opiłam się wody i końcową część wepchniętego w siebie żarcia zwymiotowałam. Piąty raz zwymiotowałam, ostatni miał być ostatnim. Czułam rozgoryczenie. Już nie mam nawet nadziei, że to co zwymiotowałam się nie odłoży. Czułam się zawiedziona, słaba, upokorzona, że nie umiem sama kontrolować jedzenia, że to żądza jego mną kieruje, a potem gdy już mnie nasyci prowadząc ku wykwintnej pomarańczowej końcówce szczoteczki do zębów, która pomaga wyrzucić część nabrzmiałego śmietniko-żołądka. Czułam odrazę do siebie. 


Ale po chwili...

Po chwili przyszło coś na kształt zdeterminowania. MUSZĘ BYĆ SILNA. CHCĘ BYĆ SILNA. Udowodnię samej sobie, że dam radę odciąć się od napadów i prowokowania wymiotów z niewytłumaczalnej przyczyny. Udowodnię sobie, że mam siłę, że potrafię walczyć o siebie, o swoje ciało i psychikę. Nie chcę się niszczyć, wewnątrz i tak jestem zepsuta wystarczająco. Nie chcę pogarszać problemu tarczycy, do tego i tak mam już problem ze wzrokiem, tak że ratują mnie soczewki, moje zęby są pożółkłe i nie należą do idealnych ala hollywoodzki uśmiech, a włosy przy myciu też niezbyt silnie trzymają się na głowie. O i tak przy okazji, z niewiadomych przyczyn nie mam okresu, powinien przyjść minimum tydzień temu, ale chyba nie spieszy mu się do mnie. W sumie ja też za tobą kochany nie tęsknię. 



Odezwę się do Was kochane niedługo. Za kilka dni, bo pragnę Wam napisać że daję sobie radę, że myślę pozytywnie i rankiem budzę się z motywacją. 
Ja po prostu chcę ODNALEŹĆ RÓWNOWAGĘ I SAMOKONTROLĘ, bo wtedy wszystko przychodzi mi łatwiej, widzę lepsze strony każdej sytuacji i nie zamartwiam się tym czego nie ma. 

Wam, życzę dobrej nocy i jutra :* 
Modlę się by tym z nas, które zmagają się z zaburzeniami czy też nie, które karzą się za błędy i nie sprostanie oczekiwaniom, które po prostu tu są i mają jakikolwiek problem - modlę się by ukojenie przyszło czym prędzej i by każdego dnia pojawiały się dla Was, dla Nas co raz to większe promienie słońca :) 
Kocham Was, mimo że nie znam osobiście. 

7 komentarzy:

  1. Zrobiłaś źle z wymiotami,ale może to musial być ten 5 raz abyś naprawdę zrozumiała? Cieszę się, że masz siłę,że rozumiesz, że źle robisz, że chcesz to zmienić. Nie wiem czy mam Ciebie ochrzaniać, że wymiotowałaś, czy chwalić,że zrozumiałaś. Bądź co bądź, jestem dumna, że zrozumiałaś. Mam nadzieje,że teraz to będzie naprawdę 5-ostatni raz! Trzymam kciuki, abyś się dawała radę, nie miała napadów, nie prowokowala wymiotów, aby wszystko szło tak jak powinno! Kochana, powodzenia!:* Jestem z Tobą!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja także myślę o Tobie i o każdej z dziewczyn, o tym jak każdy dzień jest wyzwaniem i jakim pokusom musimy stawiać czoła, ale wiem, że każda z Nas ma w sobie tę siłę i dla każdej z Nas, właśnie tak jak pięknie na końcu napisałaś, codziennie pojawia się coraz to więcej promyków słońca - nadziei.

    Dobrej nocy :*

    OdpowiedzUsuń
  3. liczę na to, ze naprawdę osiągniesz samokontrole i równowagę. jestem z tobą :) i dziękuję ze myślisz o nas wszystkich :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Życzę dużo sił w walce o lepsze jutro.
    <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Same chęci to już połowa sukcesu. Rozumiesz, że masz problem, że musisz coś z tym zrobić. Zawiodłam się trochę, bo liczyłam na to, że czwarty raz będzie tym ostatnim, ale cóż.. Zakończ na pięciu. Życzę Ci z całego serca żebyś sobie wszystko poukładała, wróciła szczęśliwsza i silniejsza. Trzeba zacząć walczyć o siebie, o swoją przyszłość, swoje marzenia. Powodzenia, trzymaj się :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Napady sa straszne. Alee po napadzie jest jeszcze gorzej. Trzymam kciuki. Mam nadzieję, ze znajdziesz w sobie siłę. :)) ja odnalazlam ja po 2 miesiącach chaosu.
    Trzymaj sie chudo.
    brzuchunauczsiejescslonce.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Promyczku ♥ Daj sobie chwilę czasu. Ogarnij sprawy, dietę i wracaj z nową dawką motywacji. Ja w chwili obecnej też "odpoczywam" od blogowania i szukam spokoju. Idzie nieźle. Myślę, że i Ty sobie poradzisz. Pamiętaj, że Cie wspieram mentalnie cały czas. Tez Cię kocham co podkreślałam wielokrotnie. Ślę duużo ciepełka! *Black Melody*

    OdpowiedzUsuń