wtorek, 2 września 2014

Losing my sense

Witam Was po długiej przerwie od mojego mentalnego pobytu tutaj.
Chciałabym mieć dla Was dobre wieści i mam - jest nowy miesiąc, nowe szanse, nowe wyzwania, po prostu nowy czas, na zrealizowanie tego, co niezrealizowane. Ale dlaczego nikt nie mówi nam o drugiej stronie "nowego"? Przecież nowe szanse to i problemy, nowe wyzwania to i nowe trudności, nowy czas to i nowy brak wystarczająco wolnego czasu.

Brak we mnie zapału i poczucia sensu. Gdzieś go straciłam jak ukochaną zabawkę,którą miałam podczas najlepszej zabawy. Niecałe dwa tygodnie temu czułam się jak wartościowa, mająca cel w życiu dziewczyna. To uleciało wraz z porzuceniem pracy.


Zrezygnowałam co oznacza poddałam się. A dlaczego? Dlatego, że pierwsza poważna praca w moim już całkiem dorosłym życiu, którego swoją drogą moja osoba nie reprezentuje, przerosła mnie. Nie dawałam sobie rady, nie potrafiłam się odnaleźć w tamtym miejscu, przy tym co robiłam. Każdego dnia wstawałam z niechęcią, a przed wyjściem aż do czasu odprawy kelnerów towarzyszył mi ból żołądka, robiło mi się niedobrze i znikało dopiero gdy się dowiedziałam, czy danego dnia czeka mnie coś co mnie przeraża (czyli bycie na sali, które jest jednoznaczne z przepytaniem mnie jak w szkole z menu przez panią menager) czy coś czego nie lubię robić, ale to znam, więc jestem względnie bezpieczna (czyli bycie na barze). To mnie zabijało każdego wieczoru i ranka, ten wewnętrzny niepokój. Gdy sprawa była jasna cały organizm się nieco rozluźniał (gdyż głównie stałam na barze) i dopiero wtedy po jakimś czasie odczuwałam głód, który był na tyle spotęgowany dodatkowo ujściem stresu, że wracając do domu po 13-14 godzinach pracy byłam w stanie zjeść byle co o godzinie 23. W efekcie wiem, że przytyłam, ale to inna bajka, która jednak ma wielkie znaczenie dla mojego wnętrza.
Z porzuceniem pracy długo się nosiłam. Musiało to we mnie dojrzewać, rozważałam wszystko, każde przeciw, ale też każde za. Wiedziałam, że ta decyzja ugodzi najbardziej w moją dumę. Dumę, która była zdwojona rozmiarem od tych wszystkich pochwał - znalazłaś sobie sama tą pracę, zaryzykowałaś i się udało, wiemy, że ciężko pracujesz, ta praca jest męcząca i wymagająca, bo w życiu nie powiedzielibyśmy, że kelner ma jeszcze tyle obowiązków poza obsługiwaniem gości, jesteśmy dumni, bo udowadniasz że jesteś ambitna... 
Upadła. Była dwa razy wyżej, więc upadła dwa razy głośniej i dwa razy boleśniej. Myślę, że mogła się roztrzaskać... Czy jest sens ją zbierać... bo już nie można jej odnaleźć...

1 komentarz:

  1. Strasznie szkoda, że już nie pracujesz.. No, ale lepiej tak niż się męczyć. Przynajmniej jesteś bogatsza o nowe doświadczenia, masz też już doświadczenie zawodowe.Teraz, kiedy nie pracujesz, będziesz miała więcej czasu dla siebie, na własne potrzeby. Pracę jeszcze niejedną znajdziesz, ale najpierw powinnaś ustabilizować się jakoś. Nie mam na myśli tylko diety, a życie.

    OdpowiedzUsuń